Dlaczego nigdy nie zarobię jako instruktor
Brutalna prawda.
Ja śmieję się, że nigdy nie zarobię jako instrukor.
Bo to by trzeba z 5 koni na godzinę, jazda za 5 dyszek no i gra gitara :D.
Jednak sprawa taka, że nie wiem sama czy się śmiać czy płakać.
Sama bywałam w różnych stajniach w ciągu wielu lat a i mnie odwiedzają osoby z zewnątrz.
To co sama widziałam oraz to co słyszę w opowiadaniach, nie tylko mniej wiarygodnych dzieci i młodzieży ale także ich rodziców i opiekunów,czy znajomych koniarzy skłoniło mnie (już kiedyś) do opisania moich odczuć.
Słyszałam o koniach ponoszących, brykających, dębujących, gryzących itp. gdzie wyjaśnieniem zachowania były słowa instruktora "no, ona /on tak ma", kiedys jednym wyjaśnieniem było "to kucyk, kucyki WSZYSTKIE gryzą".
Poniższy tekst to moja osobista opinia, nikogo nie namawiam do myślenia i postępowania tak jak ja, ani też nie mówię, że jestem idealna. Myślę, że sam temat jest wart przemyślenia i refleksji.
Zapraszam do przeczytania! :)
Słowem wstępu...
Jazda konna rekreacyjna nie oznacza nic innego jak jazdę konną dla przyjemności. Nawet jeśli skaczemy przez przeszkody czy jeździmy programy ujeżdżeniowe, kiedy pozostajemy na placu treningowym jest to ambitna jazda rekreacyjna.
W momencie wyjazdu na zawody chociażby amatorskie staje się już jazdą sportową.
Rekreacyjnie jednak nie oznacza "niepoprawnie" bądź "niezbezpiecznie". I tutaj niektórzy troszkę się pogubili.
Prosty rachunek, czyli "jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze"
W Polsce niestety, obserwuje się rosnącą tendencję do przedwczesnego wypuszczania osób początkujących na jazdy samodzielne gdzie ktoś - może prowadzący a może właściciel stajni zarabia więcej za godzinę kiedy chodzi np 5-10 koni.
W czasie godziny można zrobić tylko dwie (jednak dużo bardziej wartościowe), indywidualne lekcje na lonży gdy uczeń nie jest absolutnie gotowy do jazdy samodzielnej. (dop. autora - czyli faktycznie może chodzić o hajs)
Jazda konna - na skróty
Nauczanie jeździectwa ograniczyło się bowiem do nauki utrzymania się w siodle podczas ruchu konia naprzód w stępie i kłusie, "jakiegoś tam" anglezowania i trzymania w rękach (zwykle zadartych do góry, z nadgarstkami w poziomie) wodzy (zwykle w nieodpowiednim miejscu, niemalże bezpośrednio za wędzidło).
Ucząc w ten sposób nie zaobserwujemy niezależnego dosiadu, delikatnej ręki ani też odpowiedniej pracy łydek, tak jak to powinno być kiedy osoba jest gotowa do zakończenia lekcji na lonży. Oczywiście podczas nauki w szkółce jeździeckiej, trzeba wziąć pod uwagę i zaplanować naukę poprawnego oddziaływania wodzami na koński pysk, uczulając uczniów od samego początku, że to dosiad jest kluczem do porozumienia się z koniem, zanim uczeń zacznie jeździć samodzielnie na maneżu.
Ponadto można zauważyć, że utarł się schemat
godzinnej lekcji jazdy konnej grupowej,
wygląda mniej wiecej tak: stęp, kłus, galop, stęp i koniec jazdy.
A galop? Siedzi, nie spada, może trochę się telepie, ale nie spada, więc wio.
Nic bardziej mylnego. Z młodym jeźdźcem trzeba wypracować stabilną rękę i dosiad, po kolei w każdym z chodów (choćby trening miał przejeździć w stępie, jeśli ma z tym problem a już "jeździ sam"), wykonywanie manewrów, na przykład tych najbardziej podstawowych jak wjazd na linię środkową, przekątne, półwolty, wolty i koła (przy okazji wyjaśniać znaczenia nazw tych manewrów, gdyż koło i wolta nie są tym samym, ku zdziwieniu wielu osób), poprawne oddziaływanie pomocami podczas pracy nad przejściami i w różnych typach dosiadu, które powinni opanować podczas zajęć na lonży (kłus anglezowany, ćwiczebny, półsiad, pełny siad, jazda bez strzemion).
Jeżeli jeździec już "jeździ sam" i pojawia się element wymagający korekcji, to korygujemy, nie ma drogi na skróty. Czasem właśnie stopa za głęboko wsunięta w strzemię może być przyczyną niepoprawnego działania łydką czy w gorszym scenariuszu - wypadku. Czasem "ręce w niebie" mogą rzeczywiście spowodować, w najgorszym wypadku, że jeździec trafi do nieba.
Koń użytkowany do jazdy rekreacyjnej w ośrodku jeździeckim
Brzmi ładnie, poprawnie oznaczałoby konia przeciętnego wzrostu średnio 150 cm w kłębie, konia spokojnego, bezpiecznego bez narowów i nałogów. Konia wyrozumiałego, cierpliwego ale też wyszkolonego do poziomu conajmniej brązowej odznaki jeździeckiej.
Rzeczywistość w wielu miejscach gdzie powinny znajdować się takie konie jest zupełnie inna.Głównie mam tu na myśli zachowanie koni "rekreantów. Konie są płochliwe, ponoszą, gryzą, kopią, brykają itd.
Osobiście uważam, że gdyby te konie były jeżdżone poprawnie i korygowane, nie utarłaby się opinia o tym, że rekreacja to zło wcielone, bo opinia pojawiła się przez konie i ich zachowania.
To jeźdźcy są nauczani na skróty a ich rękami i dosiadem nie kto inny jak instruktor "psuje konia".
Koń pędzi za drugim, bo ktoś kto na nim siedzi na to pozwolił, a tego kogoś uczyłeś/aś właśnie Ty! Więc jeśli występuje taka bądź inna, podobna sytuacja jest to wina złego trenera.
Koń wozi jeźdźca po całym placu, idzie gdzie mu się podoba, bo jeździec mu na to pozwala, nie potrafi użyć odpowiednio pomocy bo instruktor go tego nie nauczył.
Jest trochę tak, że każdy jeździec jest inny, i jazda na koniach udostępnianych do nauki jest jest podobna do mówienia do człowieka co godzinę, przez godzinę w innym obcym języku, przez 2 czasem 4 godzinny dziennie przez 6 dni w tygodniu. Przy założeniu, że jeden dzień konie szkółkowe mają wolne (nie wszędzie tak jest). I tak się dzieje w wielu miejscach!
Nie można jednak tym usprawiedliwiać zachowania koni w szkółce, gdyż pomoce w jeździectwie klasycznym są takie same. Różnią się tylko techniką wykonania, co jest kwestią pracy z naszymi młodymi adeptami jeździectwa i pracy z naszymi końmi, by rozumiały o co są proszone, przy używaniu przez adepta prawidłowych pomocy.
Ciekawostka, czyli jak robię ja: Po zakończonym treningu, gdzie były korygowane nowe trudne elementy dla jeźdźca a przez to niezrozumiałe dla konia(mimo,że sam to potrafi), ja jako instruktor wsiadam na konia, przepracowuję z nim dane elementy, nagradzam głaskaniem, a po wszystkim koń jest stępowany w ręku #zejdzzkonia
Koń do nauki powinien być wychuchany i wydmuchany, dobrze odżywiony, wypoczęty, czuć się w naszej stajni dobrze i bezpiecznie, a my (właściciele koni, stajni, instruktorzy) uczyć naszych podopiecznych - jeźdźców szacunku do koni i budowania z nimi relacji.
Podsumowując,
w mojej opinii, z każdej lekcji uczeń powinien coś wynieść, od drobnostek po większe postępy, a zwierzęta udostępniane do nauki jazdy konnej powinny być zadbane, wypoczęte i zrelaksowane.
Trzeba robić i promować dobrą, ambitną rekreację.
Uczniów od samego początku należy uczyć zasad bezpieczeństwa i dawać motywację.
Do każdego jeźdźca i konia podchodzić indywidualnie i każdemu poświęcać należytą uwagę.
Bezwględnie nie można kłamać kogoś kto nie jest gotowy i "odpinać lonży" pozostawiając młodego jeźdźca w błędzie, w którym będzie trwał bo przecież "jeździ sam".
Ciekawostka, czyli jak to u mnie wygląda: jeśli umawia się na trening osoba, która przychodzi po raz pierwszy, zawsze jej umiejętności są weryfikowane podczas jazdy na lonży;
Ku zdziwieniu jeźdźca, rodziców czy opiekunów nagle wychodzą znaczące braki.
O błędach rozmawiamy wspólnie i tworzymy indywidualny plan treningowy.
Dlatego, że jestem szkoleniowcem, muszę wiedzieć jakie jest moje zadanie,
nawet jeśli to jazda dla przyjemności jeźdźca należy nauczyć poprawnie w czasie takim jakim będzie to konieczne, by jazda była bezpieczna, bez szkody dla jeźdźca i konia.
I ja muszę potrafić spojrzeć w lustro, sobie prosto w oczy!
Każdy popełnia błędy, jednak pewnym można zapobiegać szczególnie gdy chodzi o zdrowie i bezpieczeństwo jeźdźców oraz koni. Bo nasze obiekty - stajnie, ośrodki, kluby tworzą właśnie konie oraz ludzie czyli my - kadra ale też nasi podopieczni, kształcący się na naszych koniach.
Na szczęście jest coraz więcej fajnych, ambitnych trenerów i instruktorów oraz miejsc przyjaznym koniom oraz młodym jeźdźcom i to jest super :).

Komentarze
Prześlij komentarz